piątek, 16 stycznia 2015

9 października 2013
   Przed pójściem spać wczorajszego wieczora oglądaliśmy w kabinie film pt. "Step Brothers". Zapadła mi w pamięć scena, kiedy jeden z braci odwiedził psychoterapeutkę. Po jej pierwszym pytaniu uznał, że doskonale się rozumieją i wyznał jej miłość. Skojarzyła mi się sytuacja z mojego własnego życia, kiedy to na drugiej randce już wręczyłem Magdzie wiersz z podobnym wyznaniem. Teraz, patrząc na to z boku i wyciągając wnioski, zobaczyłem jak głupio to musiało wyglądać. Pomyślałem tylko: "Kurwa...". zacząłem rozumieć czemu nam nie wyszło. Musiała mnie uznać za wyrośnięte dziecko, zupełnie niedojrzałe emocjonalnie, a taka kobieta nie zainteresowała by się niedojrzałym emocjonalnie dzieckiem. Liczyłem, że ten kontrakt, podczas którego będę przez pół roku zdany wyłącznie na siebie pozwoli mi dojrzeć.
   Siłą skojarzeń przypomniałem sobie też moją ostatnią bójkę z bratem. Pierwszy i ostatni raz w życiu na prawdę chciałem mu zrobić krzywdę. Przyszedłem wieczorem do domu, jak często się wtedy zdarzało, mocno pijany po topieniu smutków w butelce. On też nie był trzeźwy, grał w "World of Tanks" kiedy wszedłem do jego pokoju. Potrzebowałem pogadać. Zacząłem się skarżyć jaki to jestem nieszczęśliwy, bo nie wychodzi mi z Magdą. Chcąc mnie pocieszyć rzekł: "nie martw się, wszystkie kobiety to kurwy, no poza matką.". Zapieniło mnie to niemiłosiernie i kazałem mu to odszczekać. Wynikło pewne nieporozumienie, bo nie mogłem pozwolić, żeby nazywał moją ukochaną "kurwą", a on zrozumiał, że chcę obrazić matkę i się zbuntował. W ten sposób wyszliśmy na zewnątrz, żeby przypadkiem nikomu z domowników nie przyszło do głowy nas rozdzielać. Sprawa była poważna, choć wynikła z nieporozumienia. Zrzuciłem z siebie kurtkę i wykrzykując inwektywy rzuciłem się na brata. To był moment, kiedy na własnej skórze przekonałem się, że jego treningi bokserskie nie poszły w las. Ledwie zdążyłem się zamachnąć, a wytrącił mnie z rytmu lewym prostym i dokończył robotę prawym sierpowym, a może podbródkowym? Ciężko stwierdzić. W każdym razie prawie zgubiłem buty, kiedy jego pięść posłała mnie w powietrze. Wylądowałem na plecach i dotarło do mnie, że nie miałem racji, a cała sytuacja była po prostu śmieszna. Leżałem tak chwilę powtarzając w kółko "o kurwa..." bardzo zdziwiony. Nigdy nie powinno się walczyć w gniewie, a szczególnie z człowiekiem mniej pijanym od siebie samego. Brat pomógł mi wstać, a ja powiedziałem mu, że jestem z niego dumny i na prawdę byłem. Młodszy brat zgasił mnie jak świeczkę na torcie. Chyba nie ma większego powodu do dumy dla starszego w rodzeństwie. Uścisnąłem go i poszliśmy na piwo, gdzie spokojnie wyjaśniliśmy spory i zacieśniliśmy więzy. Czasem nawet bójka się przydaje w rodzinie. Chociaż morda bolała mnie przez następny tydzień i nie miałem ochoty na nic poza zupą, przynajmniej na chwilę zapomniałem o swoich problemach.
   Coraz bardziej bolało mnie kolano. Mam z nim problemy od czasów gimnazjum, a nie jestem pewny przyczyny. Cierpiałem wtedy na "Martwicę guzowatości kości piszczelowej" i mogły to być powikłania, ale miałem też dość poważny wypadek rowerowy. Prawdopodobnie te dwa zdarzenia po prostu się na siebie nałożyły. Nigdy wcześniej nie obciążałem go tak ciężką pracą. Miałem nadzieję, że przejdzie samo z siebie po przyzwyczajeniu się do dziennej rutyny. W przeciwnym wypadku musiałbym przerwać kontrakt i wrócić do domu z podkulonym ogonem i kolejną porażką na koncie. Nie zniósłbym tego. zacisnąłem więc zęby i udawałem, że wszystko jest w porządku.
   Wreszcie udało mi się zapamiętać imię współlokatora z Chorwacji - Tihomir, choć nie jestem pewny czy tak się to pisze. Do tej pory wydaje się sympatyczny. Jest tu dłużej, zna prawa rządzące statkiem i choć nie jest zbyt gadatliwy czy otwarty, to bardzo mi pomaga. Wydaje się, że jest całkiem sympatyczny, przynajmniej poza momentami, kiedy coś mu nie pasuje, ale póki co dogadujemy się jakoś, jako że nie jestem kłótliwym typem.
   Krótka przerwa szybko się skończyła, a minęła mi na pisaniu i czytaniu. Po pracy od razu poszedłem spać, gdyż następny dzień miał być najtrudniejszy i najdłuższy do tej pory. Miałem zacząć o 8:30 rano i pracować do 24, a w przerwach odbywać się miały szkolenia. Martwiłem się, że nie będę miał nawet okazji nic zjeść przez cały dzień, nie mówiąc już o praniu, które powoli zaczynało domagać się uwagi z powodu wyczerpującego się zapasu bielizny, (dotarło do mnie, że muszę gdzieś zdobyć więcej gaci) a na które po prostu nie miałem czasu.
 

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna