8 października 2013
W nocy żałowałem, że
pozbyłem się mojego naturalnego kroku z młodości. Mama zwracała mi uwagę, żebym
stawiał stopę zaczynając od pięty, a nie od palców, bo chodząc w ten sposób
wyglądałem śmiesznie. Fakt, przypominałem gąsiora na amfetaminie kiedy głowa
podskakiwała mi przy każdym kroku, a ona, jak każda matka, chciała mieć
normalne dziecko. Tym razem jej chyba jednak nie wyszło. Pamiętam, kiedy
szliśmy pewnego razu na wigilię do cioci i znowu zwracała mi uwagę, "No
jak Ty chodzisz?!". Nie lubiłem, kiedy mi mówiono co i jak mam robić, to
zostało mi do dziś. Dość powiedzieć, że aby jej zrobić na złość przeszedłem
dobry kilometr na samych piętach. Szedłem sam jak ten debil, bo po chwili mieli
mnie dość razem z bratem i poszli przodem, nie czekając aż łaskawie zacznę iść
normalnie. Zawsze byłem uparty... Ludzie śmiali się ze mnie i prawie dostałem w
gębę od miejscowych ale chyba uznali, że lepiej nie ruszać wariata, bo jeszcze
coś złapią. Nie przemyślałem wtedy tej decyzji do końca...
Tamtej nocy jednak
myślałem o programie na Discovery Channel, który obejrzałem jakiś czas
wcześniej. Dotyczył on plemienia Indian z półwyspu Jukatan, którzy potrafili
biec za ranną zwierzyną tygodniami pokonując nawet do 500km dziennie.
Przeprowadzono badania i okazało się, że stawiają stopę w dokładnie taki sam
sposób, jak ja to robiłem w dzieciństwie. Był to naturalny sposób chodzenia i
biegania każdego człowieka przed wynalezieniem butów, które zmieniły nieco
naszą anatomię. Pozwalał on też zmniejszyć nacisk na kolana i zużycie stawów.
Pomyślałem sobie, że to jednak ja miałem rację ale ta myśl wcale nie pomogła na
ból nóg po pracy.
To był mój piąty dzień na
statku i większość pracy jaką miałem do wykonania robiłem automatycznie,
bezmyślnie Na początku było w porządku, ciągle robiłem coś nowego i wciąż się
uczyłem nowych rzeczy. Teraz ciężka praca nie przeszkadzała wolnemu
strumieniowi myśli, który kończył się wodospadem dziwnych scenariuszy, dialogów
między mną, a Magdą, które same się pisały, a nigdy do nich nie dojdzie. Sama
przecież powiedziała, że jej uczucia nigdy nie ulegną zmianie, a przecież wie
co mówi. Trzeba się z tym pogodzić. Łatwo powiedzieć… Mimo to próbowałem się
skupić na tym co robię i starałem się ciągle być zajęty. Gotujące się uczucia
napędzały mnie i znajdowały pozytywne ujście w wysiłku fizycznym. Do tego
endorfiny nastrajały mnie pozytywnie.
Brak dyscypliny umysłowej próbowałem zwalczyć śpiewaniem piosenek, ale
znam ich niewiele i po pięćdziesięciu odśpiewaniach repertuaru, to też zaczynałem
robić bezmyślnie. Martwiłem się, że nigdy nie będę szczęśliwy. Mam dużo
szalonych i niezwykłych marzeń, które są w zasięgu ręki. Jednym z nich było
okrążenie świata, a właśnie byłem w trakcie jego spełniania. Zawsze jednak
chciałem w końcu się ustabilizować i założyć rodzinę. Nawet nie traktowałem
tego jako marzenie, w końcu prawie każdy to robi i nic w tym niezwykłego. Jak
jednak mogłem to zrobić, skoro ciągle byłem beznadziejnie zakochany bez
wzajemności? Jak mogłem się ożenić, skoro nie wyobrażałem sobie, że mógłbym kiedykolwiek
pokochać kogoś innego niż Magda? Teraz, siedząc i pisząc te słowa, nawet się z
siebie śmieję. Gdybym tylko wtedy wiedział co życie szykuje dla mnie w zanadrzu…
Nie zmienia to faktu, że tamtego dnia czułem się strasznie.
Po skończeniu wpisu do pamiętnika postanowiłem wynieść śmieci z kabiny.
Mój współlokator złapał mnie na korytarzu. Był maniakiem czystości, co stało w całkowitym
kontraście do mojego charakteru, ale uznałem to za dobrą kartę. Jednym z celów,
jakie mi przyświecały, kiedy zdecydowałem się zaciągnąć do załogi było dorośnięcie.
Chciałem, jak zwykle, szybko i w najtrudniejszy możliwy sposób nauczyć się jak
być odpowiedzialnym dorosłym mężczyzną. Dbanie o porządek wpisywało się w to
postanowienie, więc nie narzekałem, tylko robiłem to o co mnie prosił. Pokazał
mi miejsce niedaleko miejsca pracy, gdzie mogłem wyjść na papierosa.
Wystarczyło wejść do windy, wjechać na najwyższy pokład, wyjść na „Open Deck” i
zaraz za rogiem wspiąć się po niewysokich schodach oznaczonych „Crew Only”, by
znaleźć się w palarni. To był pierwszy raz od rozpoczęcia pracy na statku kiedy
wreszcie zobaczyłem światło słoneczne.
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna